Obserwatorzy

poniedziałek, 25 lutego 2013

India Barbie

Drugą lalką z mojej kolekcji orientalnej, patrząc chronologicznie na datę pojawienia się na rynku, jest India Barbie z 1982 roku.


Metryka:
Imię: Barbie
Rok produkcji: 1981
Debiut na rynku: 1/1/1982
Face mold: Steffi,
Seria: DOTW
numer katalogowy: 3897
Miejsce produkcji: Made in Taiwan


Szybki opis: oczy – ogromne, brązowe, usta – czerwone lekko brązowawe, włosy – czarne, związane w warkocz.


Pierwsze co widać u tej lalki to oczy, aż dziw bierze, że na moldzie Steffi udało się zmieścić tak wielkie oczyska. Przywodzą mi na myśl oczy łani.
Makijaż oka to czarna kreska eyelinera wokół oczu podkreślająca linię rzęs i muśnięcie górnej powieki lekkim brązowym cieniem. Na górnej powiece pięć rzęs, a na dolnej sześć, a do tego cienkie prawie lekko wygięte brwi.
W wewnętrznych kącikach oka moja Hinduska Barbie, podobnie jak Oriental Barbie ma cieliste kropeczki, tak jak w oczach człowieka.


Pudełko jest w bardzo dobrym stanie, a lalka jest wciąż przyczepiona do tekturki w talii i za włosy przy pomocy zalanego plastikiem druciku.


Hinduska Barbie jest ubrana w strój podobny do sari, ma czerwoną, długą spódnicę w złote prążki i złotą, koszulkę z krótkim rękawkiem, na głowie i ramionach ma zarzuconą chustę z tego samego materiału co spódnica dodatkowo obszytą złotą tasiemką. Właśnie ta chusta upodabnia strój do hinduskiego sari.


Barbie ma żółtą przeźroczystą biżuterię: długie wiszące kolczyki, naszyjnik i pierścionek. W pudełku Barbie ma także czerwone klapeczki.



Na pudełku jest jak zwykle krótka informacja na temat kraju, z którego pochodzi Barbie, rysunek lalki i gadżety do wycięcia: bilety na podróż, rozmówki, paszport, pieniądze, obrazek – w tym wypadku jest to Taj Mahal i mapa Indii



Na koniec jeszcze dwa zdjęcia ślicznej buźki India Barbie.



czwartek, 14 lutego 2013

Warto czekać na prawdziwą miłość

Dziś są Walentynki, a ja od jakiegoś czasu planowałam walentynkowy wpis o tym, że warto czekać na prawdziwą miłość.
A głównym bohaterem będzie Vincent, czyli facet mojej pierwszej Barbie – jedynej którą miałam w dzieciństwie – Barbie Club o imieniu Marion. (Piszę Barbie Club, bo Marion została kupiona we Francji, a na rynku francuskim Barbie Day-to-Night właśnie tak się nazywała. Wpis o niej możecie przeczytać TU.)

Oto on – Ken Day-to-Night.


Przyjechał do mnie z USA w stanie zapudełkowanym, bo miał być ideałem.
I jest ideałem Kena z lat 80-ych zeszłego wieku.




Ma oczywiście komplet gadżetów. Katalog od Barbie, który wciąż mam zachowany był bardziej wypasiony.







Podobnie jak Barbie, tak i Ken Day-to-Night może się „przebrać” ze stroju dziennego (biurowego) na wyjściowy.
Kilka fotek – Vincent od przodu i od tyłu, w ubraniu i bez.








Vincent, żeby nie świecić gołym tyłkiem, do zdjęć na których pręży muskuły pożyczył bokserki. Ma niezły kaloryfer na brzuchu – typowy na kenowe ciało z roku 1984 kiedy to pojawił się na rynku Ken Day-to-Night.


Vincent przyjechał do mnie już na jesieni 2011, ale mam takie zaległości na blogu, że kolej na jego przedstawienie przyszła dopiero dziś. (W sumie to dobrze, że mam jakieś zdjęcia na dysku komputera, bo nowych przy obecnym świetle nie jestem w stanie robić.)
Sprowadzenie tego jegomościa nie było takie banalne, bo pierwszy egzemplarz po przybyciu do Krainy deszczowców zwątpił zaraz po przekroczeniu granicy i wrócił do słonecznej Kaliforni. Egzemplarz nr 2 jechał z Ohio i dojechał.

Chwilkę po tym jak Vincent wyszedł z paki, koło niego, jak spod ziemi wyrosła Marion. Stanęła pod ścianką i zaniemówiła, jedynie na jej ustach pojawił się rozmarzony uśmiech (jak to na moldzie Superstar).


Cóż, to była miłość od pierwszego wejrzenia, a Marion czekała na nią – bagatela – 26 lat.


- To ty… Witaj - wyksztusiła z siebie po dłuższej chwili.
- !!!
- Tak długo na ciebie czekałam, ale wiedziałam, że kiedyś się odnajdziemy.
- … - Vincent był całkowicie oszołomiony i nie potrafił wyksztusić z siebie słowa jeszcze dłużej niż Marion.


- Musimy się lepiej poznać. Wyjdziemy gdzieś dzisiaj wieczorem?
- Oh, yeah…
Marion przebrała się w try miga.


- Let’s celebrate!


- Co robiłeś przez cały ten czas? Siedziałeś w pudle?
- Yeah…
- Och, biedaku! Na pewno za niewinność!!! Ale już nigdy tam nie wrócisz, chyba, że ze mną!
- Oh, baby!


- Vince, jestem taka szczęśliwa…
- Marion, you’re the Barbie of my dreams.



A zakup tego Kena był spełnieniem moich dziecięcych marzeń.
Stanowią piękną parę.


wtorek, 5 lutego 2013

Biały kruk - Italian Barbie

Ten post jest jubileuszowy i to podwójnie.
Dzisiaj są pierwsze urodziny mojego bloga, a ten wpis jest 50-ty. Z tej okazji musiałam wybrać lalkę wyjątkową. Mam nadzieję, że wybór jest trafny i przeczytacie tego posta z przyjemnością.

Dziś pokażę Italian Barbie - pierwszą Włoszkę z serii Dolls of the World.


Dane o lalce:

Nazwa: Italian Barbie
Rok produkcji: 1979
Debiut na rynku: 1/1/1980
Face mold: Guardian Goddess z 1979 roku
Ciało: TNT, ręce zgięte w łokciach
Seria: Dolls of the World
Numer katalogowy: 1602
Miejsce produkcji: Made in Taiwan



Lalka jest niezwykła z uwagi na face mold, który jest niezwykłą rzadkością wśród lalek Barbie. Jest to mold Guardian Goddess, który pojawił się u dwóch lalek Mattel w 1979 roku. Były to dwie Guardian Goddess – a jakże – pierwsza to Sun Spell, a druga to Moon Mystic.
Można je obejrzeć np. na Flickr o TU. Mają trochę niesamowity look.

Żadna z nich nie była jednak "lalką Barbie", choć obie były wyprodukowane przez Mattel.

Pierwszą Barbie, czyli lalką na której pudełku widnieje napis ‘Barbie’ była właśnie moja Włoszka – pierwszą i … ostatnią.
Tak mi się zdaje, bo jakiegoś szeroko zakrojonego research’u nie robiłam, ale nigdy poza tymi trzema lalkami nie spotkałam się z jej moldem. (Jeśli ktoś wie o jeszcze jakimś wydaniu tej twarzy to proszę o info w komentarzach.)


Lalka przyszła do mnie w stanie NRFB, choć tak naprawdę to NRFB nie opisuje dobrze stanu jej pudełka, który określiłabym jako 'super-de-lux' albo ‘dopiero-co-zdjęty-z-półki-sklepowej’. Na wieczku jest jeszcze naklejona cena sklepu Marshall Fields : $ 10.99, a lalka ma na włosach zabezbieczającą je folię.
Kilka fotek pudełka, na którym jest garstka informacji na temat słonecznej Italii, gadżety do wycięcia i uroczy rysunek naszej Włoszki.



Szybki opis: oczy – brązowe, włosy – czarne, rozpuszczone, lekko falujące (w pudełku są lekko spięte przytrzymującym je drucikiem), usta – w kolorze pastelowo-różowym, lekko rozchylone, z widocznym rzędem białych zębów, wyglądają jakby lalka była leciutko uśmiechnięta albo zadyszana, brwi – brązowe, kreślące nad oczami mocno wygięte łuki, makijaż – cienka linia intensywnego ciena w kolorze niebieskim, na górnej powiece kilka króciutkich rzęs i czarna kreska na powiece dolnej.


Lalka jest absolutnie wyjątkowa.

Kupiłam ją do kolekcji lalek „zapudełkowanych”, ale korciło mnie okropnie żeby ją wyjąć choć na chwilkę. Gryzłam się strasznie: wyjąć, nie wyjąć, wyjąć, nie wyjąć.
Wyjąć!
Było to o tyle łatwiejsze, że pudełko nie jest zaklejane, więc po tej operacji nic nie ucierpiało, a ja mogłam zrobić ładniejsze zdjęcia oraz przegrzebać i trochę uporządkować jego zawartość.


Po wysunięciu lalki na żółtej tekturce, mój zachwyt nad nią tylko się wzmógł.
Brak różowej ramki pudełka spowodował, że lalka, która była niezwykle piękna, jeszcze wypiękniała, i dodatkowo uwydatniły się soczyste kolory ubrania, które lalka ma na sobie.








Po szybkich oględzinach okazało się, że lalka jest ubrana w białą sukienkę – nie bluzkę, obszytą koronką na dekolcie, na krótkich rękawkach i na rąbku sukni. Na sukienkę ma założoną zieloną spódnicę z dwoma falbanami : białą i czerwoną, nawiązując w ten sposób do kolorów włoskiej flagi. Na spódnicę ma nałożony niebieski fartuszek na czerwonym pasku z kolorowymi aplikacjami i białymi frędzelkami.


W ręku lalka trzyma koszyk z trawy morskiej z żółtymi kwiatkami – powiedzmy, że są to żonkile.


Ponadto w pudełku są dołączone: słomkowy kapelusz z czerwoną wstążką i bardzo oryginalne butki : czerwone klapki na beżowym koturnie wiązane w kostkach (mi przywodzą na myśl espadryle na obcasie). Do pudełka dołączony jest przeźroczysty stojak.



W pudełku były ponadto katalog ubrań dla Barbie i gwarancja.



Skoro Włoszka wyjechała na tekturce z pudełka, to stwierdziłam, że dołączę do niej moją Chiarę, czyli Barbie Basics z serii 2.1 (wyprodukowaną w 2011 r.), która jak dla mnie ma włoską urodę i dodatkowo mold Godess, tyle, że pochodzący z roku 1998.


Próbowałam dostosować strój Chiary do klimatu Włoszki.


Technologia produkcji kapelusza nie uległa zmianie.



Jeszcze kilka zdjęć mojej cudnej Włoszki. Uważam, że to jedna z ciekawszych lalek w mojej kolekcji, a na pewno najbardziej udany zakup, zważywszy, że upolowałam ją na e-bayu po około rocznych podchodach, za to za niespotykanie niską cenę J, a lalka jest w rewelacyjnym stanie.




A jako post scriptum do jubileuszowego postu, zdjęcie mojej półki z lalkami sprzed roku  


i dziś.



Na półce i szafce obok stoją tylko lalki rozpakowane, a i tak się już nie mieszczą…