Dziś są Walentynki, a ja od jakiegoś czasu planowałam walentynkowy wpis o tym, że warto czekać na prawdziwą miłość.
A głównym bohaterem będzie Vincent, czyli facet mojej pierwszej Barbie – jedynej którą miałam w dzieciństwie – Barbie Club o imieniu Marion. (Piszę Barbie Club, bo Marion została kupiona we Francji, a na rynku francuskim Barbie Day-to-Night właśnie tak się nazywała. Wpis o niej możecie przeczytać TU.)
Oto on – Ken Day-to-Night.
Przyjechał do mnie z USA w stanie zapudełkowanym, bo miał być ideałem.
I jest ideałem Kena z lat 80-ych zeszłego wieku.
Ma oczywiście komplet gadżetów. Katalog od Barbie, który wciąż mam zachowany był bardziej wypasiony.
Podobnie jak Barbie, tak i Ken Day-to-Night może się „przebrać” ze stroju dziennego (biurowego) na wyjściowy.
Kilka fotek – Vincent od przodu i od tyłu, w ubraniu i bez.
Vincent, żeby nie świecić gołym tyłkiem, do zdjęć na których pręży muskuły pożyczył bokserki. Ma niezły kaloryfer na brzuchu – typowy na kenowe ciało z roku 1984 kiedy to pojawił się na rynku Ken Day-to-Night.
Vincent przyjechał do mnie już na jesieni 2011, ale mam takie zaległości na blogu, że kolej na jego przedstawienie przyszła dopiero dziś. (W sumie to dobrze, że mam jakieś zdjęcia na dysku komputera, bo nowych przy obecnym świetle nie jestem w stanie robić.)
Sprowadzenie tego jegomościa nie było takie banalne, bo pierwszy egzemplarz po przybyciu do Krainy deszczowców zwątpił zaraz po przekroczeniu granicy i wrócił do słonecznej Kaliforni. Egzemplarz nr 2 jechał z Ohio i dojechał.
Chwilkę po tym jak Vincent wyszedł z paki, koło niego, jak spod ziemi wyrosła Marion. Stanęła pod ścianką i zaniemówiła, jedynie na jej ustach pojawił się rozmarzony uśmiech (jak to na moldzie Superstar).
Cóż, to była miłość od pierwszego wejrzenia, a Marion czekała na nią – bagatela – 26 lat.
- To ty… Witaj - wyksztusiła z siebie po dłuższej chwili.
- !!!
- Tak długo na ciebie czekałam, ale wiedziałam, że kiedyś się odnajdziemy.
- … - Vincent był całkowicie oszołomiony i nie potrafił wyksztusić z siebie słowa jeszcze dłużej niż Marion.
- Musimy się lepiej poznać. Wyjdziemy gdzieś dzisiaj wieczorem?
- Oh, yeah…
Marion przebrała się w try miga.
- Let’s celebrate!
- Co robiłeś przez cały ten czas? Siedziałeś w pudle?
- Yeah…
- Och, biedaku! Na pewno za niewinność!!! Ale już nigdy tam nie wrócisz, chyba, że ze mną!
- Oh, baby!
- Vince, jestem taka szczęśliwa…
- Marion, you’re the Barbie of my dreams.
A zakup tego Kena był spełnieniem moich dziecięcych marzeń.
Stanowią piękną parę.
Popieram wzbogacenie zbiorów o Kenów! Przepiękna para!!!
OdpowiedzUsuńBoże, jakie to wzruszające! To cudowne, że para znowu jest razem. Wyglądają przefantastyczne! :)))))
OdpowiedzUsuńHaha się obśmiałam xD Słodziaki z nich, chociaż on ma kryminalną przeszłość... życzę im wszystkiego dobrego na nowej drodze życia ;p
OdpowiedzUsuńSiedział za niewinność ;-)
UsuńSwoją drogą, to twarz Kena z lat 80-ych, zwłaszcza z brązowymi włosami, przywodzi mi na myśl włoskiego emigranta w Stanach, którego trochę ciągnie do mafii.
Nawet mnie serce zmiękło widząc takie spotkanie po latach! "Love is in air..."
OdpowiedzUsuń"Love is in the air" tą piosenkę chciałam dodać do posta.
UsuńKoniec końców nie dodałam, bo jestem informatyczną nogą, a mówiąc wprost, nie chciało mi się trochę przysiąść i spróbować.
Następnym razem się poprawię.
Te ubrania Vincenta są genialne, aż zachciało mi się pobawić w przebieranki ;) Bardzo lubię te gadżety i pomysłowe ubrania u lalek z dawnych lat.
OdpowiedzUsuńGratuluję, że spełniłaś swoje lalkowe marzenie! Tworzą razem piękną parę! Ale to zawsze Barbie będzie mnie bardziej zachwycać :)
OdpowiedzUsuńAż się wzruszyłam, świetna historia.<3
OdpowiedzUsuńTrzecie i czwarte zdjęcie od końca jest magiczne!!
Taki Ken pasuje do pewnego mojego projektu na przyszłość- fajnie wiedzieć, że istnieje taki, któremu bardzo blisko do mojego pomysłu;)
OdpowiedzUsuńA miłość- warto było czekać, bo pięknie razem wyglądają;)
Strasznie mnie zaintrygowałaś tym nowym projektem.
UsuńDialogi rewelacyjne! Dzięki Tobie zidentyfikowałam kawałek ciuszka, który się u mnie zaplątał. :)
OdpowiedzUsuńHello from Spain, i like very much this ken. Point well taken. Nice pics. Keep in touch
OdpowiedzUsuń